M jak miłość. Self-love.

Self-love to teraz gorący temat. Gdzie się nie obrócisz, ktoś każe ci się kochać. Zewsząd płyną mądre rady typu, pokochaj siebie a pokocha cię cały świat. Skoro wszyscy o tym mówią (dobrze lub źle), to może coś w tym jest? Dlatego postanowiłam się bliżej przyjrzeć temu tematowi.

O co chodzi w miłości do siebie?

Na początek, czym miłość do siebie nie jest. Mylnie rozumiana „self-love” to przejaw narcyzmu i samouwielbienia. Jednak kochać siebie nie znaczy uważać się za pępek świata i pozostawać nieczułym na potrzeby innych.

Miłość do samego siebie znajdziesz na styku trzech płaszczyzn: samoakceptacji, samozadowolenia i samospełnienia. A oto, co oznacza każda z nich.

Samoakceptacja

Zaczynam od tego pojęcia, bo to absolutna podstawa. Samoakceptacja, to (jak sama nazwa wskazuje) akceptacja samego siebie. O akceptacji pisałam już wcześniej więc teraz ograniczę się do minimum, niezbędnego do zrozumienia tematu. Akceptować siebie, to znaczy przyjmować siebie takim, jakim jestem, bez poczucia winy, wstydu i negatywnych emocji. To tak, jakby zrobić sobie zdjęcie i oglądając je powiedzieć: „tak, to ja. Właśnie tak wyglądam, tak się zachowałem, to pomyślałem a to zrobiłem”. Bez oceniania, bez robienia sobie wyrzutów. Oczywiście, może się zdarzyć, że nie spodoba ci się to, co zobaczysz na takiej fotografii. Ale to nie powód do samobiczowania, tylko doskonały punkt wyjścia do pracy nad sobą i rozwoju osobistego.

Samozadowolenie

Tak samo, jak troszczymy się o dzieci, partnerów, ulubione zwierzątka, tak samo zatroszczmy się o siebie. A ponieważ każdy z nas „składa się” z trzech elementów: ciała, serca i umysłu, musimy zatroszczyć się o każdy z nich. Ciało, czyli aspekt fizyczny oznacza bezpośrednio zadbanie o swoje ciało, ale także zdrowie i ogólnie pojętą sprawność. Do tego worka wpadają kwestie związane z odżywianiem, snem i wypoczynkiem, aktywnością fizyczną. Idziemy dalej – serce, to aspekt duchowy. I nie koniecznie musi oznaczać religijność, chociaż oczywiście może. To również relacje z innymi, kochanie i pozwolenie sobie na bycie kochanym. To w końcu wszystko to, co nadaje naszemu życiu sens i sprawia, że chce nam się żyć. Ostatni aspekt – umysł, czyli rozwój naszych umiejętności, kreatywności i doskonalenie się. Hmmm… Aż ciepło się robi na sercu, kiedy sobie pomyślę, „tak, jestem z siebie zadowolona”.

Samospełnienie

Czym jest samospełnienie wydaje się oczywiste: poczuciem spełnienia, osiągnięciem swojego najwyższego potencjału, realizacją swoich marzeń. Skoro to takie oczywiste, to dlaczego tak często rezygnujemy z zaspokojenia naszych potrzeb i zarzucamy nasze marzenia? Najczęstszą wymówką jest dobro i potrzeby innych. Ale właśnie samospełnienie polega na stawianiu swoich potrzeb na równi z potrzebami innych. Pomagaj innym urzeczywistniać ich marzenia, wspieraj i dopinguj, ale nie zapominaj o sobie. Ty też jesteś ważny.

Na koniec wrócę jeszcze do tego, dlaczego miłość do siebie jest taka istotna. Lubię takie powiedzenie, że nie możesz dać innym tego, czego sam nie masz. I to dotyczy również (a może przede wszystkim) miłości. Otóż tylko wtedy, kiedy kochasz siebie, możesz tak naprawdę i w pełni pokochać innych. A to dlatego, że jesteś „poukładany” wewnętrznie. Nic cię nie wstrzymuje, nie rezonują w tobie problemy innych i nie oceniasz ich przez pryzmat swoich niezałatwionych tematów i bolączek. Nie odnosisz do siebie tego, co dotyczy innych. A to zapewnia, że bez względu na to, o jakiej relacji mówimy, jesteś gotowy dać i przyjąć miłość. A tak wiele jej odmian czeka na ciebie w życiu: miłość romantyczna, miłość rodzicielska, miłość platoniczna, miłość braterska, miłość patriotyczna, miłość do rodziców, miłość do przyrody…

Czytaj więcej
W poszukiwaniu kotwicy. Nawyk i automatyzacja
W poszukiwaniu kotwicy. Co powstrzymuje cię przed zmianą?