Metoda ostateczna

rozwój
rozwój

Ostatnio obiecałam wam metodę absolutną i stuprocentowo skuteczną. Taką, dzięki której zrealizujecie swoje wszelkie marzenia, jakkolwiek trudne nie będą. Nazwałam ją „metodą ostateczną”, ale jeśli uda ci się zrobić z niej swoją metodę podstawową, nic nie zatrzyma cię na drodze do samospełnienia. Zanim powiem, o samej metodzie, najpierw kilka słów o jej powstaniu. A nauczyłam się jej od mojej córki, prekursorki i prawdziwej mistrzyni tej metody.

Kiedy córka miała pięć lat, oznajmiła, że jak każda księżniczka, i ona musi umieć jeździć konno. Stało się to wręcz jej obsesją. Ja zdecydowanie tej fascynacji nie podzielałam, z prostej przyczyny, panicznie bałam się koni. Miałam nadzieję, że sprawę załatwi spacer po parku na kucyku (tyle byłam w stanie zrobić). Ale to tylko wzmocniło jej pragnienia. Robiłam, co tylko w mojej mocy, by wybić jej ten pomysł z głowy. Doprowadzona do ostateczności i aby finalnie zniechęcić córkę powiedziałam jej, że konie śmierdzą łajnem, trzeba je czyścić i sprzątać ich boksy (proszę, nie oceniajcie mnie, to był akt desperacji). W odpowiedzi usłyszałam: „mamo, jestem gotowa na te niedogodności i zniosę wszelkie nieprzyjemności, żeby jeździć konno”. Jak się domyślacie, to faktycznie zakończyło dyskusję.

Jakiś czas później byliśmy na wakacjach, nad tzw. ciepłym morzem. Okoliczności przyrody przepiękne, błękitne niebo, lazurowa woda, słońce. Niestety, aby skorzystać z cudownej morskiej kąpieli musieliśmy pokonać pas nabrzeża najeżony ostrymi kamieniami. My z mężem, stojąc na brzegu  kombinowaliśmy, jak tu ominąć nieprzyjemną przeszkodę i w miarę gładko przedostać się do wody. Jednak nasza córka przyjęła inną strategię. Śmiało i bez zbędnych ceregieli, akceptując „ból i cierpienie” (to jej własne słowa), wbiegła do morza. Woda to jej żywioł, a pływanie w morzu to kwintesencja dobrze spędzonych wakacji. Kiedy ona pływała w najlepsze, my nadal tkwiliśmy na brzegu.

Czy zauważacie już powtarzalny wzór? Realizowanie swoich pragnień ma w sobie dwie składowe: jak bardzo tego chcę i co jestem w stanie znieść, by to dostać. My ludzie z natury jesteśmy wygodni i unikamy wszystkiego, co nieprzyjemne i wymaga poświęcenia. Potrzebujemy solidnej dawki motywacji, aby nasz zapał nie okazał się słomiany i byśmy nie zrezygnowali przy pierwszej trudności. Determinacja i gotowość do „wystawienia się na nieprzyjemności” to dwie składowe sukcesu. I właśnie na tym polega „metoda ostateczna”. Na zaakceptowaniu faktu, że zmiana boli, a realizowanie marzeń okupione jest trudnościami, potknięciami i cierpieniem porażki.

Jak już wcześniej pisałam, papierkiem lakmusowym tego, czy wzrastasz i realizujesz swój potencjał jest odczuwanie strachu. Jeśli twoje zamiary nie sprawiają, że się boisz, znaczy, że tak naprawdę niczego nie zmieniasz. Nadal tkwisz w swojej strefie komfortu, pod ciepłym kocykiem samozadowolenia (nawet, jeśli wcale nie czujesz się zadowolony). Strach stoi na przeciwnym biegunie rozwoju. Jest takie piękne powiedzenie, że „wszystko czego pragniesz jest po drugiej stronie strachu” (Jack Canfield). Ból jest immanentną częścią rozwoju, a każde doświadczenie czegoś uczy. I nie chodzi o to, jak przestać się bać, ale jak robić swoje, pomimo strachu.

Weź swoje pragnienie, przypomnij sobie, dlaczego jest dla ciebie ważne, znajdź wewnętrzną motywację i połącz to wszystko z gotowością do poświęcenia i wystawienia się na ból. W ten sposób nic nie stanie na drodze to spełnienia marzeń.

Czytaj więcej
bunt
Buntownik bez powodu to ściema.