Obiecałam, że będzie o tym, co wstrzymuje Cię przed wyjściem spod klosza i utrudnia samorealizację. I słowa dotrzymuję. Ale, żeby dobrze dobrać analogię, zamiast klosza posłużę się dziś przykładem obuwniczym.
Czy masz takie swoje najulubieńsze, najwygodniejsze, a przy okazji najbardziej znoszone buty? Takie, których nie wyrzucasz, bo czujesz się w nich komfortowo? Może i kiedyś cisnęły, może uwierały, ale teraz leżą jak ulał. Wkładasz w nie swoje stopy i czujesz się jak na mięciutkiej niebiańskiej chmurce. Pełen relaks. Jak to się stało, że tak doskonale pasują?
Nawet, jeśli takie buty nie były wygodne od pierwszego włożenia, to poprzez częste noszenie dopasowały się. W końcu stały się niezastąpione. Stały się twoim pierwszym, oczywistym wyborem. I chociaż już w międzyczasie kupiłeś wiele innych par, te buty towarzyszą Ci wszędzie. Są zawsze na podorędziu, gotowe do podmiany, kiedy tylko nadarzy się okazja. Bo w nowych się pokażesz, zrobisz dobre wrażenie, ale i tak skończysz w starych klapakach. Wyrobiłeś w sobie automatyzm.
No właśnie, nazywaj to jak chcesz: klosz, ciepłe kapcie, strefa komfortu. Faktem jest, że utknąłeś. Jest ci dobrze, więc po co coś zmieniać. Od czasu do czasu sięgniesz po nowe. Szybko jednak wracasz do tego, co stare i wygodne. Tak wygląda właśnie proces wprowadzania zmiany w życiu. Nawet, jeśli to stare już nam się nie podoba, wracamy. Z wygody. Trudo jest wypracować nowy nawyk, bo to wymaga wysiłku. A człowiek z natury rzeczy wysiłku unika.
Przy całym swoim skomplikowaniu, funkcjonujemy według prostych zasad. Wciąż poruszamy się na osi ból i cierpienie vs szybka gratyfikacja i przyjemność. Chcemy przeżyć i to najmniejszym kosztem. Dlatego właśnie przetrwanie i rozwój stoją do siebie w opozycji. Bo rozwój wymaga wysiłku, przełamania lęku, wytężonej pracy. Bo rozwój to ból. A tego unikamy jak ognia.
I tu dochodzimy do sedna sprawy, a mianowicie sposobu, jak rozpoznać, czy kroczymy drogą rozwoju i samorealizacji. I właśnie o tym będzie kolejny wpis w Diamentach.